Jedną z cech naszych wypraw jest nieprzewidywalność. Oczywiście jadąc z dziećmi musi ona się mieścić w granicach bezpieczeństwa. Kiedy jeździliśmy sami rozbijaliśmy namiot gdzie nam się żywnie podobało, zazwyczaj na dziko, czasem ktoś sam nas zaczepiał i zapraszał na podwórko, do domu, czasem na plebani, to była wolność. Teraz, ze względu na dzieci odpadają noclegi na dziko, nocujemy u ludzi na podwórku czasem w pensjonatach lub na kempingach. Nigdy nie wiemy gdzie dojedziemy i gdzie będziemy nocować. A dziś jest inaczej- znamy miejsce noclegu – jest to Sosnowiec.
Niestety takie wyprawy mają, obok prawie samych zalet, minusy. Mamy zasadę, ponieważ jeździmy dla przyjemności, nie jeździmy w deszczu. Nie jesteśmy twardzielami. Twardziela, który jeździ w deszczu, w dodatku machając tylko jedną nogą, macie tutaj. Poczytajcie o planach Tomka na kolejne przedsięwzięcie, on ma szaleństwo w oczach. I w nogach:)
Podczas poprzednich wypraw woziliśmy ze sobą słońce na smyczy, mieliśmy nieprawdopodobne szczęście do pogody, nawet w październiku w Turcji, gdzie straszyli nas opadami śniegu, jeździliśmy w krótkim rękawku. Może ten deszcz jest po coś… Tak więc start JUTRO!