GreenVelo 2020 – dzień2

GreenVelo 2020 – dzień2 (19.08.2020)

Dzień drugi. Wstaliśmy skoro świt około 5:30. Głodni przygody ruszyliśmy szlakiem. Pogoda rewelacyjna, teren nieco pagórkowaty, ścieżka wiodła nas lokalnymi pustymi drogami przez pola, lasy i bezgłośne wioski. Polecamy na rodzinną jazdę rowerami:)
W miejscowości Borki nad zalewem Borków- na plaży zrobiliśmy dłuższy postój. Niestety zapomnieliśmy kupić wodę. Przyzwyczajeni częstym widokiem lokalnych sklepów nie zmartwiliśmy się tym zbytnio. I to był błąd – w miejscowości Ujny dowiedzieliśmy się, że jedyny sklep który tu był – zlikwidowano jakiś czas temu, a najbliższy jest za około 20km 🙁 Na szczęście uratowała nas miła Pani, która podarowała nam Muszyniankę:) Dopiero w Rakowie zrobiliśmy zakupy. Polecamy MOR (Miejsce Obsługi Rowerzystów) w Rakowie – pierwszy MOR w którym było WC jak w XXI wieku – tak więc duży plus. Nawet akumulatorki trochę w nim podładowaliśmy. Po drodze spotkaliśmy Pana Adama z kilkunastoletnim wnukiem – bardzo sympatyczni cykliści. Pan Adam wiele już krajów zwiedził na rowerze (m.in. podróż pod koło podbiegunowe czy rajd do Santiago de Compostella) pomimo, że zaczął stosunkowo późno – jak stwierdził. Zachęcamy do tej formy aktywności, nigdy nie jest za późno by zacząć świat przemierzać na rowerze:) Dyszel który aktualnie wozimy w przyczepce nie był dziś Wojtusiowi potrzebny – śmignął dziś na swoim rowerku 54km. Pod koniec dnia w Rakowie na postoju Wojtuś prosił nas żebyśmy mu pozwolili jeszcze pojeździć po Rynku, a w MOR Rakówka nie mogliśmy się doprosić o spokojne zachowanie na placu zabaw. To jest niesamowite ile dzieci mają w sobie energii:) Nocujemy pod namiotem u życzliwego mieszkańca, nieopodal MOR Rakówka. Dzisiejszy dystans 54km:)

GreenVelo 2020 – dzień1

GreenVelo 2020 – dzień1 (19.08.2020)

Dla Wojtka ta wyprawa to już 4 wyprawa rowerowa – jednak tym razem jedzie po raz pierwszy o własnych siłach na swoim rowerze. Wieziemy w przyczepce – póki co niezamontowany jeszcze dyszel – w razie gdyby Wojtkowi brakło sił lub chęci na pedałowanie.

Przebieg trasy GreenVelo w południowo-wschodniej Polsce:

Start: Kielce 18.08.2020

Kierunek: Sandomierz

Meta: na tą chwilę nie wiemy – w zależności od tego jak Wojtuś będzie sobie dawał radę.

Pierwszy dzień wyprawy (18.08.2020) – koło godziny 10 dotarliśmy pociągiem do Kielc. Służba ochrony kolei pozwoliła przeprowadzić rowery i przyczepkę przez tory (nie było potrzeby znoszenia ekwipunku przez przejście podziemne). Po dotarciu do Kielc zdążyliśmy nieco zgłodnieć – polecamy bar mleczny na przeciw dworca:)
Niestety w centrum złapała nas ulewa, na szczęście udało nam się schronić w pobliskiej kamienicy. 2 godziny w plecy. Szybkie zakupy, m. in. 3 karimaty. Koło godziny 14 dotarliśmy na Rynek. Uruchomiłem aplikację OsmAnd, pobrałem ślad trasy GreenVelo ze strony link i po kilku minutach dotarliśmy na szlak. Wrażenia ze szlaku pozytywne – dobrze oznaczone, głównie asfalt odseparowany od ruchu ulicznego. Po godzinie 16 zachmurzyło się, w oddali błyskało się – dlatego zdecydowaliśmy się na wcześniejszy biwak. Dystans w tym dniu zaledwie 13 km.

poradnik: jedzenie i gotowanie

Jedzenie i przygotowywanie posiłków stanowi sporą część wyprawy. Nie upieramy się, że znajomość zasad odżywiania podczas długotrwałego, intensywnego wysiłku, jakim niewątpliwie jest wyprawa rowerowa, nie jest istotna. Jednak my nigdy nie stosowaliśmy się do tychże zasad, choćby dlatego, że szkoda nam było na to czasu (możliwe, że to błąd). Jeśli o mnie chodzi, nie potrzebuję ze sobą kuchenki. Na śniadanie snickers, na obiad Lion a na kolację mars i jest git. Ale, że towarzyszą mi mąż i dzieci, trzeba coś upichcić 😉 Na początek trochę o tym na czym, kiedy, gdzie, i w końcu co jeść.


NA CZYM


Podczas pierwszych wypraw używaliśmy kartuszy z gazem, do których przykręca się malutki palnik MSR. Kartusze jednak woziliśmy z zapasem (2-3 sztuki), bo nie wszędzie można je dostać, a szkoda czasu na jeżdżenie po sklepach.


foto: Coleman Dual Fuel 533

Ponieważ wybierając się samolotem do Ankary w 2010 roku nie mogliśmy zabrać kartuszy, zmuszeni byliśmy kupić coś innego. Wybór padł na kuchenkę Coleman Dual Fuel 533 na benzynę. I to był strzał w 10-tkę. Malutka kuchenka na paliwo dostępne w każdym zakątku świata. Zajmuje mniej miejsca, niż 2 czy 3 kartusze, a eksploatacja prawie nic nas nie kosztuje. Tego typu palnik tuż przed każdym użyciem należy …. napompować:) Kuchenka ta ma na stałe wbudowaną pompkę – po jej użyciu wzrasta ciśnienie i rozpalenie kuchenki jest wtedy możliwe. Chwilę po rozpaleniu ogień jest utrzymywany tylko poprzez sztucznie wytworzone ciśnienie – niestety ciśnienie to spada i nie każda próba kończy się sukcesem. Ważne, aby tuż po rozpaleniu jak najszybciej podgrzać dyszę, która znajduje się nad palnikiem – jej ogrzanie zwiększa z powrotem ciśnienie w kuchence i wtedy jest pewne, że kuchenka nam już nie zgaśnie.


foto: puszka 250 ml alkoholu w żelu

Do podgrzewania owej dyszy doskonale sprawdza się alkohol w żelu – odkąd zaczęliśmy go stosować niemal każda próba kończyła się udanym rozpaleniem:). Wystarczy znaleźć dowolny cienki patyk, umoczyć go w żelu tak, aby pokrył się cienką warstwą żelu, napompować kuchenkę, podpalić żel na patyku, położyć go na palniku tuż pod dyszlem, odkręcić zaworek w kuchence i gotowe:)

Mimo, że kuchenka jest przystosowana do tankowania jej benzyną – taką ze stacji paliw to jednak jej nie zalecamy ze względu na wytwarzanie sporej ilości sadzy przy spalaniu, co w konsekwencji kończyło się szorowaniem okopconych garnków. Dobrze sprawdza się benzyna ekstrakcyjna która nie daje już takiego kopcenia przy spalaniu.

Co do garnków, wiadomo, że aluminium jest szkodliwe, więc szybko przerzuciliśmy się na garnki z aluminium anodowanego i będziemy ich używać, póki nie ogłoszą, że te także szkodzą zdrowiu 😉


foto: oczekiwanie na kolację

KIEDY

Każdy, kto choć raz gotował w plenerze, wie, że ugotowanie posiłku i posprzątanie po nim w warunkach polowych wymaga kilka razy więcej czasu, niż w domu. Trzeba zatem rozsądnie gospodarować czasem, by tego czasu jak najwięcej pozostało na przygody (chyba, że nie jesteśmy ograniczeni czasowo). My zazwyczaj gotujemy wieczorem, lub/i nad ranem, korzystając z tego, że i tak nie jedziemy, a większość bagażu jest rozpakowana. Nad ranem, zwłaszcza wysoko w górach, można się zagrzać gorącym posiłkiem i zagotować wodę do termosu na cały dzień dla dzieciaków.


foto: pichcenie zupy gdzieś w Kapadocji

Jeśli podczas jazdy znajdziemy jakieś nadzwyczaj piękne, zaciszne miejsce, wtedy pozwalamy sobie na pichcenie obiadu w porze obiadowej.


foto: miejsce na ognisko i grilla na szwajcarskim placu zabaw

GDZIE

Jeśli zdecydujemy się na gotowanie poranne lub wieczorne, dobrze szukać takiego noclegu który da nam możliwość także gotowania. Nam nigdy nie przytrafiło się, by ktoś widząc nas palących ogień wezwał policję, ale znamy takie przypadki z opowieści. Dlatego sami też staramy się gotować w zacisznym miejscu. Używamy osłony przeciwwietrznej, która dodatkowo po zmroku sprawia, że ogień staje się mniej widoczny. Ostatnio w Europie pojawiło się sporo miejsc do grillowania lub rozpalenia ogniska. Można wtedy legalnie pichcić, a komfort spożywania posiłku jest dużo większy- mamy do dyspozycji stoły, ławki, często zadaszone. Wprawdzie w takich miejscach często spotykamy zakaz biwakowania, jednak do odważnych grill należy:) A jeśli nie mamy na tyle odwagi by złamać zakaz zawsze można rozejrzeć się za miejscówką pod namiot w pobliżu. Fajnie, jeśli nieopodal jest rzeka, lub jakiś kranik, żeby wygodnie umyć gary, nie tracąc naszej wody pitnej. Niejednokrotnie nocowaliśmy w pobliżu lokalnych centrów rozrywki, gdzie łazienki często nie są zamykane na klucz. Zakładamy, że odbiorcami naszego bloga są ludzie dorośli, o co najmniej przeciętnym IQ, więc nie tworzymy podpunktu GDZIE NIE ROZPALAĆ OGNIA 😉


foto: zwykły pomidor na alpejskim placu zabaw zyskuje na smaku

CO JEŚĆ

Mam nadzieję, że ten punkt będzie stale edytowany – jeśli ktoś z Was zna dobre, szybkie, najlepiej zdrowe i tanie potrawy wyprawowe jednogarnkowe, to zapraszamy do kontaktu z nami, na pewno opublikujemy (możliwość także dodawania komentarzy pod artykułem).


foto: dzieciaki pożerające wszystkie przygotowane 8 podudzi z kurczaka

Nasze dzieci, kiedy po tygodniu niejedzenia gotowanego (nie chciało nam się zjeżdżać ze ścieżek w poszukiwaniu stacji benzynowej) dostały ryż (rzecz jasna ugotowany ;)), rzuciły się tak, że z ledwością dopchałam się do paru ziarenek. Cały gar wyżarły! 😉 Nie uwierzycie, jak po całym dniu pedałowania może smakować takie danie jednogarnkowe, które zwie się kasza;) albo wspomniany ryż, którego jedynym dodatkiem jest sól. Oczywiście gł. ze względu na dzieci, nasza dieta jest mocno zróżnicowana, jednak kiedy jeździliśmy sami, często obywaliśmy się bez gotowania, zapychając się chlebem, owocami, przetworami mlecznymi i mięsnymi i oczywiście słodyczami.


foto: kolacja u Kurdów

Kiedy nocujemy u życzliwych ludzi, prawie zawsze zapraszają nas na kolację i śniadanie, czasem nawet obiad na wynos dadzą. Jest to najcudowniejszy sposób poznawania ludzi, kuchni i tradycji.


foto: obiad pod Araratem z policjantami

Jeśli jesteś bogaty, to masz problem gotowania z głowy, stołując się w barach czy restauracjach (konieczność zabrania ze sobą garnituru!;)). Ale czy nie pozbywamy się wówczas tego najważniejszego smaczku wyprawy?


foto: salami

I jeszcze na koniec, gdzie zaopatrywać się w jedzenie. Jeśli chodzi o sklepy – mamy upodobanie w LIDL-ach. Czasem wystarczy także się rozejrzeć jadąc na rowerze – wszędzie obfitość jedzenia, a to figi przydrożne, a to gaje mandarynkowe, a to ryby w rzece, a to salami…;)

nasz debiut na Zagłębiowskiej Masie Krytycznej :)

Ciężko było namówić Anię, ale ostatecznie się udało i wzięliśmy udział w tej wspaniałej imprezie:) Był to nasz debiut, choć wiele razy nosiliśmy się z takim zamiarem. Dzisiejsza impreza była dla nas szczególna, gdyż udało się pojechać całą rodzinką – rodzice na rowerach, zaś pociechy w przyczepce:) Bardzo nas cieszy duży udział najmłodszych w imprezie – wydaje nam się, że to oni mają najwięcej frajdy – wspomnienia na lata:)

Czytaj dalej →

15.09.2016

WYPRAWA 2016 – dzień 36
państwa: Włochy, Słowacja

Przed południem zajechaliśmy autokarem do Bratysławy, koło południa wsiedliśmy w pociąg i późnym wieczorem byliśmy blisko granicy z Polską – w Čadcy. Tego dnia dystans rowerem to tylko około 5km.

Czytaj dalej →

14.09.2016

WYPRAWA 2016 – dzień 35
państwa: Włochy

Z niecierpliwością czekamy na telefon od polskiego kierowcy. W końcu dzwoni – niestety nie ma miejsca w luku bagażowym. Straciliśmy prawie nadzieję na szybkie wydostanie się z Mediolanu. Rozważaliśmy wysłanie rowerów kurierem, ale po kolejnym telefonie do Polaka okazało się, że może uda się u innego kierowcy:) Czytaj dalej →

12.09.2016

WYPRAWA 2016 – dzień 33
państwa: Włochy


Zniechęceni i znudzeni jazdą po płaskim, zapytaliśmy w biurze pośrednika w Bergamo o możliwość zabrania się do Polski włoskim autokarem. Ku naszej uciesze poinformowano nas, że możemy zabrać nasze rowery za 9 euro, tylko musimy wrócić do Mediolanu.
Czytaj dalej →

10.09.2016

WYPRAWA 2016 – dzień 31
państwa: Włochy


img_0352
Dzisiaj jest dzień urodzin Taty Ani- Mietka, pamiętamy i wszystkiego dobrego życzymy:)


Postanowiliśmy zakończyć wyprawę w miejscowości Lecco we Włoszech u podnóży Alp. Zastanawialiśmy się jeszcze nad przejechaniem na rowerach przez Alpy Julijskie na Słowenii, z chęcią pojeździlibyśmy jeszcze po górach, Czytaj dalej →