Wyjechaliśmy wczoraj na wyprawę, pogoda jest super, dużo słońca, ale upałów nie ma. I na tym się kończą dobre wieści. Zaczęło się od kilkusekundowego spoźnienia na pociąg, następny był za 3,5 godziny, wiec żeby przetrwać z dzieciakami jeździliśmy w górę i w dół schodami ruchomymi przez 2 godziny. Z Bohumina rowerami dojechaliśmy do Ostrawy i tam się zaczęło. A raczej się skończyło. Wojtka, dziecko zahartowane, które właściwie nie choruje, zmogło jakieś choróbsko. Zdecydowaliśmy zostać do jutra w hostelu. Jeśli gorączka ustąpi, skontrolujemy stan Wojtka u lekarza i jedziemy dalej, jeśli nie, wracamy. A potem się zobaczy.
zerwana smycz
Jedną z cech naszych wypraw jest nieprzewidywalność. Oczywiście jadąc z dziećmi musi ona się mieścić w granicach bezpieczeństwa. Kiedy jeździliśmy sami rozbijaliśmy namiot gdzie nam się żywnie podobało, zazwyczaj na dziko, czasem ktoś sam nas zaczepiał i zapraszał na podwórko, do domu, czasem na plebani, to była wolność. Teraz, ze względu na dzieci odpadają noclegi na dziko, nocujemy u ludzi na podwórku czasem w pensjonatach lub na kempingach. Nigdy nie wiemy gdzie dojedziemy i gdzie będziemy nocować. A dziś jest inaczej- znamy miejsce noclegu – jest to Sosnowiec.
Niestety takie wyprawy mają, obok prawie samych zalet, minusy. Mamy zasadę, ponieważ jeździmy dla przyjemności, nie jeździmy w deszczu. Nie jesteśmy twardzielami. Twardziela, który jeździ w deszczu, w dodatku machając tylko jedną nogą, macie tutaj. Poczytajcie o planach Tomka na kolejne przedsięwzięcie, on ma szaleństwo w oczach. I w nogach:)
Podczas poprzednich wypraw woziliśmy ze sobą słońce na smyczy, mieliśmy nieprawdopodobne szczęście do pogody, nawet w październiku w Turcji, gdzie straszyli nas opadami śniegu, jeździliśmy w krótkim rękawku. Może ten deszcz jest po coś… Tak więc start JUTRO!
jutro…
Biedny Wojtuś… spaczyliśmy w nim pojęcie słowa jutro. Od tygodnia, co rano, mówimy mu: JUTRO POJEDZIEMY NA WYPRAWĘ. To jest jakaś masakra. Zazwyczaj mieliśmy dzień, góra dwa opóźnienia, a ta wyprawa zaplanowana pierwotnie na zeszły poniedziałek przeniesiona jest na jutrzejszą środę, a gdyby chcieć wszystko podopinać na ostatni guzik, to pewnie kolejnego tygodnia by zabrakło. Wysiłek Michała nie poszedł na marne, efekty części przygotowań widoczne na poniższym zdjęciu (zadaszenie – ochrona przed słońcem, tylna torba na karimaty i koc).
stuningowana przyczepka=maluch
A oto rzeczy (jeszcze nie wszystkie) do zabrania. I tak nie będę miała się w co ubrać;)
wyjazd już tuż tuż…
Wyjazd zaplanowany na sobotę 06.08.2016r
Najpierw pojedziemy pociągiem z Katowic do Czeskich Budziejowic (niedaleko granicy z Austrią), a później rowerami przez Alpy nad morze we Włoszech – jak na poniższej mapce.
Ilość osób: 4 (Ania, Michał, Wojtuś, Adaś)
Planowany powrót – koniec września 2016r
Planowany dystans: 1850km
kliknij – mapka z planem wyprawy na całym ekranie